Kontakt
Zaloguj

Aktualności

W grupie siła!

Komunikaty
26 09.2020

Dobry pomysł i dobre doradztwo ze strony Banku

W miejscowości Osiek Kolonia pan Karol Mazur prowadzi gospodarstwo nastawione na produkcję trzody chlewnej w cyklu otwartym.

Proszę opowiedzieć o początkach swojej rolniczej działalności.

Hodowlą zaczął zajmować się mój tata, prowadził wówczas gospodarstwo działające w cyklu zamkniętym. Mieliśmy własne lochy. Cztery lata temu przepisał gospodarstwo na mnie, wtedy też podjąłem decyzję o zmianie na cykl otwarty, przez co udało się powiększyć liczbę sztuk, jeżeli chodzi o obrót roczny. Przeprowadziłem modernizację budynku, a tuczniki utrzymywane są na rusztach. Dzięki temu wyeliminowaliśmy ściółkę, która jest nie tylko problematyczna pod względem utrzymania higieny, ale dodatkowo jest wektorem wzmacniającym zagrożenie wirusem ASF.

Jaka jest wielkość produkcji?

Rocznie prowadzimy 3 do 4 cykli po około 1300 sztuk ważących około 120 kilogramów.

Jak wykarmić tak wielkie stado?

Na początku działalności, wraz ze zwiększeniem pogłowia, kupowałem gotową paszę, więc to była prosta sprawa. Wystarczył telefon i przyjeżdżała „beczka”. Podjąłem jednak decyzję o wprowadzeniu dużej zmiany. Dzięki wsparciu finansowemu z kredytu obrotowego w naszym Banku mogę zainwestować w produkcję własnej paszy. Gospodaruję na około 80 hektarach, resztę zbóż będę kupować bezpośrednio od rolników i firm pośredniczących.

W zeszłym roku częściowo już sprawdzałem ten pomysł i okazał się bardzo dobry pod względem ekonomicznym. W mniejszych hodowlach nie zawsze ma to duży wymiar finansowy, ale zawsze wpływa na opłacalność hodowli. Jest to pewna oszczędność, kiedy można przygotować własne mieszanki paszowe i kupować zboże w czasie żniw, kiedy najbardziej się to opłaca.

Jakość paszy i jej skrupulatna kontrola wpływa na jakość mięsa.

Obecnie liczy się, że Polacy jedzą rocznie ponad 40 kg mięsa wieprzowego na osobę. Dawniej było bardziej popularne, ale wyparł je drób, często reklamowany jako zdrowszy, bardziej „fit”. Jeśli jednak wybierzemy odpowiednią, zdrową wieprzowinę, uzyskamy z niej o wiele więcej niezbędnych mikro- i makroskładników.
Rynkiem wieprzowiny w Polsce rządzą tak zwane „górki” i „dołki”. Tak było zawsze. Dzisiaj handel jest globalny – a na pewno europejski. Dawniej konkurowało się lokalnie, dowoziło się tuczniki do lokalnej ubojni. Dzisiaj tych granic nie ma, a jeśli brak czegoś w jednym miejscu, to można to szybko przywieźć nawet z innego kraju. Nasz eksport trafia do Unii Europejskiej, często też importujemy wieprzowinę z Danii czy Holandii. O jakości mięsa można powiedzieć, że wyrównaliśmy „w dół” wraz z wejściem do Unii. Nasze polskie normy były dużo bardziej restrykcyjne. Na szczęście ludzie są coraz bardziej świadomi, liczy się dla nich nie tylko cena, ale i jakość mięsa. Zaczynamy, jako klienci, patrzeć na wygląd mięsa, dopytujemy o jego pochodzenie, o ewentualne dodatki do wędlin, jaki jest skład ilościowy i jakościowy kupowanych przez nas produktów.

Jaki jest dzisiejszy gospodarz?

Dzisiejszy rolnik musi być nie tylko rolnikiem, ale i specjalistą od prawa, księgowości, finansów, żywienia, czasem też od leczenia (w ograniczonym zakresie, oczywiście). Moją hodowlą zajmuje się sprawdzony, zaufany weterynarz, który raz w tygodniu zrobi obchód i fachowym okiem spojrzy na zwierzęta – ale czasem drobne rzeczy robię sam. O żywieniu już opowiadałem. Jeśli chodzi o prawo, finanse, księgowość – tego też nie trzeba robić w pojedynkę.
Trzy lata temu założyłem grupę producencką skupiającą hodowców trzody chlewnej, jestem jej prezesem. Widzę, że był to znakomity pomysł.
Pierwszym dużym plusem jest to, że grupy dostają subwencje, więc w zamian za współdziałanie otrzymuje się pasze. W tym roku dostaliśmy zgodę z Urzędu Skarbowego na przelewanie pieniędzy pochodzących z subwencji do rolników i rozliczanie VATu – to sprawi, że znowu więcej pieniędzy zostanie w gospodarstwach i będzie sprzyjać rozwojowi. Druga, niezwykle ważna rzecz, to wymiana tak zwanego „know-how”, czyli wiedzy, umiejętności. Nie zamykamy się w swoich hodowlach, spotykamy się, wymieniamy kontaktami. Zawiązaliśmy zrzeszenie grup producenckich, obejmujące 28 takich grup w Wielkopolsce, nawiązaliśmy pierwszą współpracę z grupami z okolic Piotrkowa Trybunalskiego. Jako grupa mamy o wiele więcej możliwości. Możemy zawiązać wspólny front i być lepiej słyszalni – czy to przez dostawców, odbiorców, czy prawodawców. Działając jako grupa jesteśmy silniejsi.
Mamy też wspólne pomysły – chcemy teraz rozwinąć instalowanie ogniw fotowoltaicznych w naszych gospodarstwach. Pośredniczę w negocjacjach. Mogę skierować zapytanie do kilku firm zajmujących się tym tematem, ale jeśli reprezentuję 120 gospodarstw, gdzie zużycie energii jest dosyć spore, otrzymuję bardzo dobrą ofertę, lepszą niż przy wycenie indywidualnej. Są kolejne pomysły, które o wiele sprawniej możemy doprowadzić do realizacji jako grupa, bo dla pojedynczych przedsiębiorców czy gospodarzy są zbyt kosztowne, zbyt rozległe.
Jeżeli konkurujemy dzisiaj w Europie z takimi krajami jak Dania, to musimy inwestować w takie przedsięwzięcia, które będą konkurencyjne na rynku międzynarodowym. W Polsce daje się zauważyć brak hodowli zaopatrujących takie chlewnie, jak moje, w prosięta. Następnym krokiem powinny być programy i dotacje dla gospodarstw chcących tworzyć porodówki. To ogromne inwestycje i najlepiej byłoby, jeśli kilku rolników mogłoby wnioskować o środki finansowe na budowę jednej porodówki, która będzie miała wtedy możliwośc produkcji zaspokajającej potrzeby większych grup rolników. Nakład pracy wtredy będzie mniejszy, koszty niższe, a specjalizacja wyższa.

Pewną nowością jest Fundusz Gwarancji Rolnych, którego celem jest wsparcie gospodarstw rolnych i przedsiębiorstw przetwórstwa rolno-spożywczego w dostępie do środków poprzez udzielanie gwarancji oraz dofinansowania w formie dopłat do oprocentowania kredytów obrotowych. Jest Pan pierwszym rolnikiem z terenu działania RBSmw Lututowie, który taką gwarancję otrzymał.

Wielu gospodarzy podchodzi z dużą rezerwą do tego typu programów i nie chce brać kredytów. Trzeba jednak pamiętać, że jeśli nie korzystamy z dofinansowań unijnych, to wiele tracimy. Ja traktuję kredyt jako dodatkowe narzedzie w gospodarstwie. Mogę go wykorzystać tak, aby przyniósł dodatkowy dochód, a nie koszt. Nie należy bać się kredytów, ale trzeba wiedzieć, jak zrobić z nich skuteczne instrumenty służące do zwiększenia zysku. Niezwykle istotne tu są kwestie dobrego pomysłu, ale także dobrego doradztwa ze strony Banku.

W „zwykłych” firmach zazwyczaj się liczy cały rok – nie bierze się pod uwagę pojedynczej straty czy gorszego miesiąca, bo w skali roku da się to nadpracować. Niektóre firmy rozliczają nawet trzyletnie okresy działalności. Gospodarstwa muszą nauczyć się działać tak, jak przedsiębiorstwa – mieć zaplecze finansowe, mieć możliwość korzystania z kredytu obrotowego, wsparcie zaufanego partnera.
Jako prezes grupy producenckiej reprezentuję nie tylko siebie, ale też stu dwudziestu innych gospodarzy. Są banki komercyjne, które wyrażają zainteresowanie współpracą z tak dużym klientem, lecz niewątpliwie znajomość zarówno rynku lokalnego, jak i bardziej „personalna” wiedza o nas jest bardzo ważna. Dla banków komercyjnych najważniejsze są suche dane, wypełnione tabelki, których nawet nie możemy wytłumaczyć. Tutaj najwyraźniej widać różnicę między nimi a naszym, lokalnym, zaprzyjaźnionym Bankiem Spółdzielczym w Lututowie. Nie trzeba wysyłać wniosków do centrali gdzieś daleko – można się tu spotkać z dyrektorem Oddziału albo z członkami Zarządu i porozmawiać o planowanej inwestycji.

Dziękuję za rozmowę

NMM

Jak oceniasz nasz bank? To dla nas ważne, by świadczyć usługi na najwyższym poziomie.